Od 10 lat odbywają się ogólnopolskie „Wesela Wesel”, na których propaguje się ideę zabawy bez alkoholu. Tegoroczne spotkanie po raz pierwszy będzie miało miejsce w Warszawie w dniach 22-26 lipca.

Na początku żadne znaki na niebie nie wskazywały, iż rozpęta się prawdziwa burza, o której w Pikutkowie będą opowiadać wnukom. Pan Młody – chłop jak dąb z hektarami, co to w pole bladym świtem potrafi wyjść, a jak i trzeba to list z Niemiec przetłumaczyć może, wybrał sobie na żonę dziewczynę gospodarną.
Mała miejscowość, ale rodzina liczna. Na wesele 250 zaproszeń rozwieźli. Salę w remizie zamówili. Dwa tygodnie przed weselem hurtownicy się zmówili: Gdzie to Młody alkohol zamawia, bo jak z miasta przywozi, to… – ostrzyli sobie zęby.
Wieść się szybko rozniosła. Będzie wesele bez alkoholu i kapeli!
– No, no zobaczymy – kiwali głową sceptycy. – To będzie kompletna klapa – komentowali pesymiści, a ci najmłodsi dodawali: – Ale obciach.
– Byliśmy już na trzech weselach zakrapianych i nam się nie podobało, nie chcemy, aby nasi goście nic z naszej uroczystości nie pamiętali. Chcemy, aby nasze wesele było prawdziwym świętem miłości, przyjaźni. A poza tym wujek Heniek – ucinali wyjaśnienia Młodzi.
Tak, to mógłby być argument ostatniej szansy. Wspomnienia z wszystkich okolicznych wesel, na których bywał wujek Heniek, kończyły się opowieściami o nim: co powiedział, komu palcem pogroził, wreszcie kogo pobił. Bo choć na co dzień kochanym człowiekiem był, po wódce małpiego rozumu dostawał.
Największe stresy przeżywali rodzice, którzy z decyzją dzieci musieli się pogodzić, przeżywali szczególnie głośne pomrukiwania sąsiadów na drodze czy nawet ostentacyjne splunięcia, na znak tego, że na alkohol dla gości skąpią. Ojciec Pana Młodego, od dziesięciu lat nie palący, nagle wrócił do nałogu. Dziadek o mały włos nie znalazł się w szpitalu z rozpoznaniem stanu przedzawałowego.
Na weselu stawili się wszyscy, ciekawi, co to będzie i jak się cała sprawa potoczy. Szerokie uśmiechy weselników budził widok dwóch zamiejscowych mężczyzn ubranych we fraki, z kolorowymi czapkami wyciągniętymi żywcem z czeskiej bajki o Rumcajsie.
Zaaferowana matka Pani Młodej pocieszała się sama: – Wódki nie ma, wina nie ma, piwa nie ma. Dobrze, że chociaż orkiestra przyzwoicie ubrana – powtarzała cicho, zapominając zupełnie, iż dwóch zaproszonych wodzirejów nie posiada instrumentów muzycznych, jedynie płyty CD i odtwarzacz.
Pierwsza część programu weselnego: najłatwiejsza, a już pojawiły się problemy z ustawieniem gości do pamiątkowego zdjęcia. Kazimierz – wodzirej numer jeden nawoływał:
– Będę stał i krzyczał, aż wszyscy nie przyjdą. Pani mówi, że źle na zdjęciu wychodzi? Nonsens. To Pani schowa, co Pani chce, a pokaże to, co ma najładniejsze. Ludzie dajcie zarobić fotografowi – apelował do siedzących za stołem weselników. Chłopaki, weźcie jeszcze te dwie dziewczyny. No już, uśmiechamy się i mówimy szeroko: „marmolada”.

Moda na wodzireja

Wszystko zaczęło się w 1995 r., kiedy zrodził się pomysł zorganizowania ogólnopolskiego spotkania małżeństw, które miały wesela bezalkoholowe. O takich parach dochodziły wieści z całej Polski. Znacznie wcześniej propagował ideę wesela bezalkoholowego ks. Władysław Zązel – kapelan Związku Podhalan i proboszcz w Kamesznicy koło Żywca. Wydał dekret, na mocy którego ci wszyscy, którzy zdecydują się na wesele bez alkoholu, zyskają specjalne przywileje.
Pierwsze dwa spotkania małżeństw, które miały takie wesela, odbyły się w Kamesznicy i nazwano je „Weselami Wesel”. Później cyklicznie spotykano się w Częstochowie, Zamościu, Krakowie, Białymstoku, Koszęcinie, Ludźmierzu. Z czasem obok nowożeńców pojawiały się ich dzieci. Zawsze zjazdom towarzyszyły konferencje, prelekcje, wreszcie warsztaty dla samych wodzirejów, bez których weselników trudno zachęcić do aktywności:
– Wódka bierze się tylko i wyłącznie z nudy, dla wywołania sztucznych emocji. Radość, którą można wskrzesić w ludziach bez alkoholu, jest o wiele silniejsza. Te emocje się pamięta – opowiada Kazimierz Hojna, wodzirej z dziewięcioletnim stażem.
– Wesele bezalkoholowe musi być szczególnie dobrze przygotowane przez narzeczonych. Są trzy żelazne zasady, które gwarantują, że impreza się udaje. Po pierwsze, młodzi muszą być w sobie autentycznie zakochani. Po drugie, rodzicie powinni zaufać Młodym i nie bawić się w „podchody krzakowe”, czyli „wy się tu bawcie, a my na boczku za wasze zdrowie wypijemy”. Po trzecie, samo nastawienie gości – jeśli przyjdą z postanowieniem: my dzisiaj nie będziemy się bawić, to wodzirej może sobie gardło zdzierać i nic – tłumaczy.
Kuba Krawczyk – student, który samodzielnie prowadzi imprezy od niedawna, nawiązuje do samej idei zabawy:
– Nikogo nie chcemy uszczęśliwiać na siłę. Przede wszystkim staramy się, aby bawiąc innych nie naruszać niczyjej godności. Poza tym, pilnie obserwujemy bawiących się, gdyż to oni są inspiratorami dla naszych przyszłych pomysłów.
Wodzireje wesel bezalkoholowych sugerują, aby wcześniej powiadomić gości o swoim pomyśle. Lepiej nie fundować sobie widoku rozżalonych weselników, chociaż zwolennicy terapii szokowej argumentują:
– Nie miałem zamiaru ogłaszać przed swoim weselem, że nie będzie alkoholu. To tak jakbym wszystkich uprzedzał: „wiecie, nie podamy śledzi”– uzasadniał swoją decyzję Adam Wąsikowski, koordynator „Wesela Wesel 2004”, który dwa lata temu zatrudnił wodzireja i bawił się wyśmienicie. – Wcześniej z narzeczoną, uczestniczyliśmy w „Weselu Wesel” i to nas przekonało.
W celu zamknięcia budżetu wesela bezalkoholowego warto dodać, że ceny wynajęcia koordynatorów zabaw bywają różne, tak jak to bywają różni sami wodzireje – ci bez spektakularnych sukcesów na koncie poprowadzą imprezę nawet za 500 zł. Inni, polecani przez znajomych, którzy często decydują o terminach imprez, kończą negocjacje na kwotach rzędu kilku tysięcy złotych. Dlatego wesele bezalkoholowe, nie musi być wcale tańsze od tego z alkoholem, ale bywa znacznie przyjemniejsze.

„Last keczap” i inne takie

Na parkiecie zrobiło się tłoczno. Kuba Krawczyk rytmicznie demonstrował choreografię do utworu Last keczap, dedykowanego tym wszystkim paniom, które w pocie czoła starają się sprostać na co dzień kulinarnym upodobaniom mężczyzn. Przedział wiekowy zatrważająco duży. Obok Kuby podrygiwały kobiety od 4. do 72. roku wiernie powtarzając za wodzirejem wszystkie figury, z których zdecydowanie najlepiej wychodziły im: „bioderka”.
Tymczasem w kuchni toczył się prawdziwy pojedynek na słowa pomiędzy kucharzem a Kazimierzem, który w asyście kelnerów został doprowadzony na przesłuchanie:
– Panie, kończ te wygibasy i gaś te radio, bo ja nie mam kiedy podawać. Żurek ostygł, bigos to samo. Panie. Kiedy ja podam kuraki, albo pieczenie? Panie, robotę mi rozwalasz.
– Panie – próbował dostosować się do stylu wypowiedzi Kazimierz – jak ja to wyłączę, to mnie tutaj zabiją.
– Panie, kiedy? – z nadzieją w głosie dopytywał się rozsierdzony kucharz.

Z Kamasznicy do stolicy

Kolejna okazja do wspomnień z wesel bezalkoholowych będzie miała miejsce w lipcu pod hasłem Z Kamesznicy do stolicy. Tegoroczne spotkanie „Wesele Wesel” odbędzie się po raz pierwszy w Warszawie w dniach 22-26 lipca pod honorowym patronatem Księdza Prymasa Józefa Glempa oraz prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Program spotkania zapowiada się imponująco – przekonuje Hanna Gęściak-Wojciechowska, rzecznik prasowy imprezy:
– Zabawa weselna odbędzie się w sali balowej Pałacu Kultury i Nauki. Poprowadzi ją „Golec uOrkiestra” oraz wodzireje zabaw bezalkoholowych. Zaplanowaliśmy również koncert profilaktyczny, na którym wystąpi Viola Brzezińska i zespół „New Day”. Wśród seminariów wymienię tylko kilka: Komunikacja i rozwiązywanie problemów w małżeństwie, Budowanie jedności w małżeństwie itd. Co roku ma miejsce również niezwykle inspirujący wieczór świadectw oraz odnowienie przyrzeczeń małżeńskich.
W tym roku spotkaniu będzie towarzyszyło również sympozjum w Sejmie RP na temat Promocji postaw abstynenckich w rodzinie.

SMS z rekomendacją

O weselu w Pikutkowie mówiono długo. Jakoś nikt nie wypominał Młodym braku alkoholu, tylko dziwnym trafem goście weselni głośno narzekali na niekompletny zestaw sztandarowych potraw weselnych oraz… bóle mięśni. O braku kapeli też nikt nie wspominał. Wodzireje pracujący owej czerwcowej nocy w Pikutkowie, pewnie szybko zapomnieliby o całej imprezie, gdyby nie SMS, który kilka dni po weselu otrzymał Kazimierz Hojna.
– Nieco się zdziwiłem, bo z pierwszych słów nie można było wywnioskować, iż miałem być adresatem wiadomości o następującej treści:
„Kochana Ulu. Dziękuję Ci. To było pierwsze wesele od 35 lat, po którym Henio wrócił nad ranem do domu, sam ściągnął buty, sam garnitur powiesił w szafie. PZDR. Ciocia Kazia”.
* Nazwa miejscowości została zmieniona i jest zupełnie przypadkowa.

Anna Biniek
Źródło: Niedziela