Wesele, wspólna zabawa, potańcówka czy nawet andrzejkowa impreza nie musi wiązać się z pogańskimi zwyczajami i z piciem alkoholu dla przezwyciężenia nieśmiałości. Z chrześcijańskim wodzirejem, Szczepanem Babiuchem rozmawia Dariusz Dulaba.
Dariusz Dulaba: Mówi się, że już niedługo wodzirejów zastąpią Dj-e i konferansjerzy. Zgodzi się Pan z tym?
Szczepan Babiuch: Nie. I chyba nie szybko to nastąpi. Sami eksperci z branży rozrywkowej przyznają, że z roku na rok rośnie zainteresowanie usługami wodzirejów. Wzrasta także liczba imprez bezalkoholowych, na których bez Wodzireja ani rusz. To pocieszające. Duża część moich kolegów ma już mocno wypełniony kalendarz na przyszły rok. Niejednokrotnie jesteśmy zmuszeni rezygnować z nowych zleceń (ja np. odmówiłem w tym roku ok. sześćdziesięciu klientom). Biorąc pod uwagę wszystkie weekendy (z wyjątkiem okresu Wielkiego Postu, gdy nie prowadzę imprez) to wychodzi całkiem sporo pracy.
Spotkałem się z opinią, że dobry chrześcijanin powinien unikać takich zajęć, bo mogą zaowocować konfliktem sumienia. Zgadza się Pan z tym?
Nie, ponieważ jedno nie musi wykluczać drugiego. Być może niektórzy pamiętają film „Wodzirej” w reżyserii Feliksa Falka z Jerzym Stuhrem w roli głównej, skądinąd świetnej, z której czerpią podstawową wiedzę na ten temat. Ale jest ona niepełna, dużo w niej stereotypów i PRL-owskiego humoru. Zająłem się tym, bo po prostu lubię prowadzić dobrą zabawę. I nie widzę w tym nic nagannego. Nikt mnie do niczego nie zmusza i nie wstydzę się swoich przekonań (chrześcijańskich). Czasami udaje mi się otwarcie mówić o swoich wartościach, o Bogu i o tym, że dają mi siłę i motywację do pracy. Pewnego razu zapytano Karola Wojtyłę, czy uchodzi, aby kardynał jeździł na nartach. Przyszły papież uśmiechnął się i odparł: – Co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach! Staram się być dobry w tym co robię, dając świadectwo zaangażowania w swoją pracę. W tym fachu liczy się jeszcze to „coś”, co się ma lub nie, a co można opisać słowami elokwencja, kultura osobista, sprawna organizacja, odpowiedzialne doradztwo i zdolności reżyserskie. Coś co porywa ludzi do zabawy zamiast alkoholu.
Ojciec Leon Knabit (OSB) uważa, że dojrzała wiara nie będzie skupiać na sobie uwagi ani upominać się o swoje. Rozumiem, że Panu udaje się zachęcać i motywować ludzi. Jak Pan to robi?
Staram się nikomu niczego nie narzucać. Dużo i uważnie słuchać, poznać oczekiwania, dobre pomysły, odnosić się z pełnym szacunkiem i wprowadzać spokój. Zawsze zapraszam np. parę młodą i razem ustalamy, jaki charakter ma mieć ich uroczystość; na tej podstawie starannie opracowuję scenariusz, wybieram muzykę i dobieram gadżety, które będzie można wykorzystać podczas zabawy np. konkursu tańca czy loterii fantowej. Ponadto podczas każdego balu, wesela staram się zarezerwować czas na zabawę, biesiadę, a także rozmowę. Niech każdy ma poczucie dobrze spędzonego czasu. Co więcej, kiedy ludzie się fajnie bawią, to zapominają o dopalaczach. Pamiętam, jak prowadziłem kiedyś wesele, gdzie na 105 osób zakupiono 115 butelek wódki. Na drugi dzień okazało się, że pozostało nietkniętych 95 butelek. Bardzo ciekawe, że skonsumowano zaledwie 20 sztuk, a zabawa była przednia. Nawiasem mówiąc, dałoby to ok. 2 tysięcy złotych oszczędności.
Aż trudno w to uwierzyć. Ale skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle i wciąż – nawet na komunii dziecka – raczymy się alkoholem…
To dobre pytanie. Nie tak dawno przeprowadzono badania na ten temat (na zlecenie Państwowej Akademii Nauk). Wyniki mogą zaskakiwać. Okazało się, że my Polacy potrafimy się świetnie bawić i kochamy się bawić, ale wstydzimy się bardzo mocno opinii, sugestii i złych spojrzeń współbiesiadników. Stąd alkohol na stole, który niby ma zmniejszyć dystans. Po prostu drzemie w nas nieśmiałość i obawa przed tym, co sobie o nas pomyślą inni. Tak samo jest z tym podejrzliwym myśleniem o zawodzie wodzireja. Zwykle na każdej imprezie są dusze towarzystwa. Warto ich wykorzystać. Ludzie mają mnóstwo talentów. Im więcej pomysłów, tym mniej nudy, a więc mniej alkoholu. Inaczej w wielu wypadkach zaczyna się od wypicia kieliszka „na odwagę” do zabawy.
Na czym polega rola wodzireja?
Na animacji dobrej zabawy, uwzględnieniu oczekiwań gości, różnych upodobań i elastycznym dostosowywaniu dynamiki. Jako wodzirej jestem w ciągłym kontakcie z uczestnikami zabawy. Staram się też koordynować całość, mieć np. stały kontakt z kuchnią i innymi ekipami (zespołem muzycznym, osobami odpowiedzialnymi za catering). Wychodząc na parkiet animuję zabawę, proponuję tańce integracyjne i biorę w nich czynny udział. Staram się tez zachęcić gości by przyłączyli się do zabawy. Mogę poprowadzić prawie każdą imprezę: wesela, bale, rocznice, jubileusze, festyny, czy też wystąpić w roli konferansjera podczas gali, koncertu. Proponuję miłą i kulturalną atmosferę, dobrą i na wysokim poziomie zabawę i oprawę.
Niektórzy rodzice z obawy by ich dzieci nie wpadły w złe towarzystwo, by chronić je przed próbami nakłonienia ich do picia alkoholu, zażywania narkotyków czy edukacji poprzez pornografię, w ogóle zakazują wyjścia na imprezy. Czy to dobre rozwiązanie?
Nie ma jednej reguły. Trzeba po prostu organizować chrześcijańskie imprezy. Jak już wspomniałem, rośnie liczba wesel i bali bezalkoholowych. Dlatego razem z kolegami Wodzirejami z Katowickiego Ośrodka ks. Franciszka Blachnickiego myślimy o założeniu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wodzirejów imprez bezalkoholowych. Od wielu już lat prowadzą oni specjalne kursy i warsztaty, gdzie można się nauczyć wielu rzeczy. Nie tak dawno takie szkolenie – z udziałem czołowych wodzirejów z Polski, Bernadetty Lechowicz-Nogaj oraz Kazimierza i Józefa Hojny – odbyło się w Centrum Arrupe w Gdyni (www.arrupe.org).
Warto chyba nauczyć się wykorzystywać każdą możliwość, by sprawiać innym przyjemność. A gdzie jest dobroć tam zrodzi się wdzięczność. W Księdze Psalmów można znaleźć takie słowa: Szczęśliwy lud, co umie się radować: chodzi, o Panie, w świetle Twego oblicza. Cieszą się zawsze Twoim imieniem, wywyższa ich Twoja sprawiedliwość. (Ps 89, 16-17).
I to jest prawda. Niedawno, gdy jadłem śniadanie, po zakończonym weselu bezalkoholowym, ojciec pana młodego zakomunikował w pewnym momencie, że tak dobrze nie bawił się już od 30 lat na żadnym weselu. Długo dziękował. Okazało się, że po raz pierwszy obudził się bez kaca i mógł osobiście odwieźć gości na dworzec. Nie muszę mówić, że cała rodzina wyjeżdżała w dobrych humorach i również była pod wielkim wrażeniem, że wszyscy się świetnie bawili do białego rana. Bo właściwie po to chodzimy na imprezy, by mieć dobry czas i się wybawić. Nie jestem w tej dziedzinie autorytetem, ale uważam, że z naszą młodzieżą nie jest aż tak źle. I sama potrafi o siebie zadbać, o ile okażemy jej więcej zaufania. Poznałem wielu takich młodych ludzi. Niektórzy przystąpili do krucjaty antyalkoholowej i mówią otwarcie, że nie zamierzają się zmieniać. Moje odkrycie sprzed dwóch lat (dodajmy Kopernikańskie) jest takie, że to niektórzy ludzie są średniowieczni w myśleniu o Kościele, a nie Kościół sam w sobie i myśleniu o ludziach. Myślę, że kto się smuci, to prawdziwie nie doświadczył Bożej radości ani Jego obecności. Czasem możemy się zaskoczyć, tak jak to mi się przytrafiło kilka razy na Przystanku Jezus; w świątyni uwielbialiśmy i skakaliśmy do muzyki chrześcijańskiej, gdy weszło kilka osób z Przystanku Woodstock i zostały, tłumacząc, że tu jest lepsza zabawa niż na polu namiotowym.
Zbliżają się Andrzejki i karnawał. Co by Pan doradził?
Zamiast sobie wróżyć, można spróbować rozdać cytaty z Biblii albo zachęcić do losowania cytatu dla małżonka. Jeśli jest to impreza klasowa, wybrać z kalendarza złote myśli znanych myślicieli (także świętych). Można też zaproponować gry sprawnościowe, zadania do wykonania np. zbudować toster (grupa bierze kogoś na ramiona i podrzuca). To uczy myślenia i jest twórcze. A Polacy są twórczym narodem.
Dariusz Dulaba Źródło: deon.pl