W stylu Bollywood, Kabaretu Starszych Panów lub „Upiora w Operze”. Najlepsze studniówki mają dzisiaj temat przewodni, wodzireja i autorską choreografię poloneza. Jak wygląda studniówka Anno Domini 2009, pisze Karolina Kowalska

Sobota, 8.30. W pokoju maturzystki Natalii Kłosowskiej z Technikum Spożywczo-Gastronomicznego im. Jana Pawła II dzwoni budzik. Na 12 godzin przed studniówką dziewczynie wciąż brakuje niezbędnych elementów kreacji: czerwonej podwiązki, cyrkonii do makijażu i brokatu. Szybki rajd po sklepach, kąpiel i Natalia oddaje się w ręce bratowej, z zawodu fryzjerki.

W internacie przy prywatnym żeńskim Liceum Sióstr Nazaretanek na ul. Czerniakowskiej Ola Rostkowska nie śpi od siódmej. Sen z oczu spędził jej catering, DJ i miliony szczegółów studniówki, której jest organizatorką. Kreacja Oli od tygodnia czeka w szafie, tipsy zrobiła już w czwartek. W południe afera: zawiodła fryzjerka zamówiona do internatu.

Po nerwowym obdzwonieniu salonów Ola i koleżanki znajdują fryzjerkę na Żoliborzu. Wskakują do taksówki.

W mieszkaniu na Targowej bratowa Natalii Kłosowskiej upina skomplikowaną fryzurę: doczepiany kucyk wciąga w ten prawdziwy, całość ozdabia kółeczkami z włosów. Wszystko ściąga mocno gumką. Natalia co jakiś czas krzyczy z bólu: – To nic, mam darmowy lifting – pociesza się. Kucyk bratowa przeciąga prostownicą, a potem przytwierdza cyrkonie. Fryzura jest gotowa po 4 godzinach.

Ola z koleżankami do żoliborskiego salonu wpadają pół godziny przed zamknięciem. Za trzy proste, eleganckie fryzury płacą po 130 zł.

Dekolt pod kołnierzem

Natalia z gastronomika sama robi sobie makijaż: policzki ledwie muśnięte różem, na ustach przezroczysty błyszczyk. Za to na powiekach cyrkonie, no i brokat na dekolcie. Wkłada sukienkę z Maximusa w Nadarzynie (350 zł) i buty z KDT (110 zł). Tipsy za 180 zł zrobiła jej koleżanka. – Trzeba mieć dużo cierpliwości. Od grudnia szukałam sukienki, a w butach, żeby je rozchodzić, paradowałam cały dzień.

Ola Rostkowska, nazaretanka, na przebranie i makijaż ma tylko pół godziny: o 16 spowiedź przed mszą studniówkową, a o 17.30 próba poloneza. Poza tym Ola musi sprawdzić, czy wszystko dojechało na czas, nie odpadły dekoracje, dotarli zaproszeni przez dziewczyny partnerzy. Szybko wkłada bluzkę koszulową z Royal Collection (250 zł), spódnicę wybraną w Peek&Cloppenburg (350 zł), szpilki kupione wcześniej z myślą o studniówce w Wiedniu (90 euro) oraz prezenty od rodziny: kolczyki, wisiorek od Swarovskiego i zegarek od Gucciego.

Tradycja nazaretanek to nie tylko studniówka w szkole, ale i strój galowy: czarna spódnica i biała koszulowa bluzka ze szkolnym kołnierzem i krzyżem. Przy wyborze spódnic dziewczyny z „Nazaretu” zwykle mogą liczyć na pomoc wszystkich ekspedientek w sklepie. Wieść o jednej z nielicznych w Warszawie studniówek na czarno-biało zwykle wzbudza sensację.

Sklepowe otwierają oczy ze zdumienia, a potem chcą jak najlepiej doradzić „pokrzywdzonej przez tradycję” dziewczynie. Tym razem wołały do pomocy ekspedientki z sąsiednich butików.
Wysmakowany i skromny strój – choć może nie aż tak skromny jak u nazaretanek – obowiązuje zwykle w najlepszych i najbardziej renomowanych liceach.

W innych szkołach dziewczyny na studniówkę ubierają się tak jak na sylwestra: w kreacje wieczorowe, a nawet balowe.

Przed godz. 20 Natalia Kłosowska i jej chłopak docierają do klubu Akcent w Miedzeszynie. Maturzyści z gastronomika wybrali go ze względu na przystępną cenę, przestronną, ładną salę i niedużą odległość od szkoły.

Gastronomik nie jest wyjątkiem. Większość liceów urządza studniówki w wynajętych salach, chętnie w hotelach. Te topowe, np. Holiday Inn, Nowotel (dawne Forum) czy Sobieski, wyspecjalizowały się już w organizacji takich przyjęć i kuszą sprawną obsługą oraz przystępnymi cenami (ok. 500 zł za parę). Niewiele szkół decyduje się na studniówkę we własnej sali gimnastycznej: koszt jest podobny, a standard niższy. Głównym argumentem jest w takim przypadku tradycja szkoły.

Gala w klubie Akcent rozpoczyna się dokładnie o godz. 20. W sali balowej z obleczonymi tkaniną kolumnami i obitym materią sufitem trzy grupy uczniów gastronomika tańczą poloneza w choreografii pana od WF-u.

Dominują suknie wieczorowe, głównie długie sukienki w stylu glamour na ramiączkach, najczęściej w ciemnych kolorach. Jest także kilka sukni balowych, z gorsetem i błyszczącą spódnicą na kole lub sztywnej halce. Zdarzają się też rozkloszowane sukienki przed kolano z materiału w grochy i wstążki we włosach typowe dla lat 50.

Stroje panów są stonowane. Na odrobinę szaleństwa pozwalają sobie przy wyborze krawata, czasem fryzury (trafiają się irokezy, „rożki” utrwalone na żel, a nawet warkoczyki).

Polonez po mszy

Po spowiedzi i próbie u maturzystek nazaretanek zaczyna się msza odprawiana przez ich dawnego katechetę ks. Damiana Kalembę. Dziewczyny same wybrały oprawę muzyczną i pieśni z rekolekcji i pielgrzymek. Podczas mszy zgodnie z tradycją składają dary. W tym roku oprócz winogron i chleba są to arkusze maturalne, dowody osobiste i kwiaty z karteczkami, na których wypisały osobiste intencje.

Po mszy uczennice i ich partnerzy schodzą do sali gimnastycznej przerobionej na podziemia katedry Notre Dame. Coraz więcej szkół rezygnuje z bezosobowych zabaw na rzecz balów tematycznych. Liceum nazaretanek co roku wymyśla inną studniówkową scenerię.

Tym razem królują motywy z „Upiora w Operze”: czarno-białe tkaniny zakrywają drabinki i imitują teatralne dekoracje. Obrazu dopełniają balony i maski, róże i świeczniki. Stołówkę, tradycyjnie przygotowaną przez klasy drugie, ozdabiają plakaty z musicali, w tym „Upiora..,” granego już drugi sezon w teatrze Roma.

Poprzedniczki tegorocznych maturzystek poszły jeszcze dalej. Pięć lat temu hasłem studniówki była „Starożytna Grecja”, a sala gimnastyczna zmieniła się w Hades. Zakonnice i ich pobożne podopieczne bawiły się w mrocznej scenerii, a nad ich głowami fruwały sztuczne nietoperze.

Na studniówce w „Staszicu” w zeszłym roku królowało Bolly-wood. Była zawodząca muzyka, hinduskie tańce, wielobarwne sari i kropki na czołach. Natomiast tegoroczna studniówka w „Staszicu” odbędzie się pod hasłem disco. Można się spodziewać jaskrawych kolorów, supermini, tapirów na głowie i lakierowanych kozaczków. Zdarzają się też studniówki w stylu latino, lat 20., afrykańskim lub staroegipskim.

Po godz. 20 w upioropodobnej scenerii sali gimnastycznej „Nazaretu” zaczyna się polonez ćwiczony od listopada pod okiem wuefistki. 28 par wykonuje skomplikowany układ lekko i bez wysiłku. Nieźle radzą sobie panowie, którzy obowiązkowo brali udział w każdej próbie. W większości szkół naukę poloneza rozpoczyna się już dwa miesiące przed studniówką, zwykle na lekcjach WF. Tam, gdzie układ taneczny jest skomplikowany, a większość partnerów jest spoza szkoły, próby odbywają się po lekcjach, minimum dwa razy w tygodniu.

Chociaż już od 20 lat studniówkowi partnerzy nazaretanek nie muszą się poddawać weryfikacji siostry dyrektor, żaden nie pozwala sobie na szaleństwo w postaci irokeza czy różowej koszuli. Dla niektórych zasady nazaretanek są codziennością: chodzą do zaprzyjaźnionego Archidiecezjalnego Męskiego Liceum Ogólnokształcącego (AMLO) przy ul. Dewajtis i dla imprezy w „Nazarecie” zrezygnowali ze swojej studniówki.

Przybora zamiast upiora

Jeszcze miesiąc temu maturzyści z AMLO i nazaretanki mieli bawić się na wspólnej studniówce, ale pomysł upadł na etapie negocjacji. Łącznik AMLO próbował dogadać się z trzyosobowym komitetem z nazaretanek, lecz dziewczyn nie przekonał. – Typowi mężczyźni, chcieli przyjść na gotowe – kwituje Ola, patrząc porozumiewawczo na dwie współorganizatorki Dominikę Sowul i Beatę Majewską. – Poza tym pewnie przyprowadziliby swoje partnerki, których nie obowiązuje nasz strój galowy. I jak byśmy wyglądały w skromnych białych bluzkach i czarnych spódnicach przy ich dekoltach i fiszbinach? – dodaje ze śmiechem.

Na imprezę pod hasłem „Upiór w operze” dziewczyny z „Nazaretu” zaprosiły innych kolegów. – To, że chodzimy do szkoły żeńskiej, nie znaczy, że nie mamy znajomych płci przeciwnej – podkreśla Ola Rostkowska, regularnie tłumacząca ludziom ze szkół koedukacyjnych, że liceum żeńskie nie jest wyłącznie dla przyszłych zakonnic.

Licealiści z AMLO mają więc problem ze znalezieniem partnerek, ale nie załamują się. Dzień przed imprezą na rozległym szkolnym korytarzu sami prasują tkaniny imitujące kinową kurtynę, malują szyldy i wycinają z czarnego kartonu sylwetki Starszych Panów. Tematem przewodnim w tym roku jest słynny kabaret Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego.

Zwycięża siła skojarzenia: wychowawcami dwóch klas maturalnych są wicedyrektorzy – wprawdzie dużo młodsi od Starszych Panów, ale zarazem starsi o pokolenie od swoich uczniów. Kiedy w melonikach, muszkach i z laseczkami witają w drzwiach szkoły gości, można się pomylić.

Na studniówce, nieco improwizowanej po odmowie nazaretanek, bawi się 23 maturzystów – większość z dziewczynami – nauczyciele i dwaj księża. Zorganizowana naprędce impreza przechodzi do historii szkoły jako jedna z najlepszych.

Embargo na Kimono

O godz. 21 atmosfera w klubie Akcent wyraźnie się rozluźnia. Maturzyści z gastronomika i ich goście wstają od stołów, z których nakryciem nie mieli nic wspólnego, bo po 4 latach nauki zawodu kucharza i kelnera wreszcie postanowili dać się obsłużyć. Dźwięki „Rivers of Babylon” podrywają również ciało pedagogiczne.

Przy nieśmiertelnych dyskotekowych szlagierach: „La Bamba”, „YMCA” i „There’s a Party” szaleje cały gastronomik. Nawet uczennice w straszliwie niewygodnych w tańcu sukienkach na kole czy wężowych kreacjach, nie mówiąc o niebotycznych szpilkach. Kunsztowne fryzury wytrzymują najgwałtowniejsze podskoki. Za to podłoga mieni się od brokatu i cyrkonii, które z włosów odpadły.

Przy dźwiękach „Matury” Czerwonych Gitar w ruch idą krawaty, a nawet czerwone podwiązki, które w ostatnich latach zastąpiły czerwone majtki na szczęście. Szlagier polskich Beatlesów to na studniówkach pozycja obowiązkowa, jedna z nielicznych tradycji jeszcze z czasów PRL-u. Fruwające przy refrenie krawaty coraz częściej zastępowane są przez elegantsze muszki.

DJ-e potwierdzają: „Matura” jest wieczna. Taki hit pojawia się rzadko. W tym roku to „W aucie” Sokoła, Pono i reaktywowanego Franka Kimono. „Będę brał cię w aucie” – ekstatycznie wykrzykują maturzyści na prawie każdej studniówce. Wyłamały się „Nazaret” i AMLO. Na samo wspomnienie hitu nazaretanki krzywią się z niesmakiem. Nie tylko dlatego, że tekst mógłby obrazić nauczycielki i zakonnice: po prostu wolą ambitniejszy repertuar.

A chłopaki z AMLO w kwestii muzyki całkowicie zaufali wodzirejowi Krzysztofowi Karpikowi Karpińskiemu, bo sprawdził się na wcześniejszych studniówkach. Wiadomo, że Karpik nie puści wyżej wspomnianego tria, a repertuar dobierze ponadczasowy. Równie małe szanse ma owo trio w liceum im. Tadeusza Czackiego, które tegoroczną studniówkę, urządzaną tradycyjnie w Warszawskim Klubie Technika NOT, zaplanowało w konwencji prawdziwego, wielkiego balu. Królować mają utwory wytworne, łącznie z polonezem skomponowanym specjalnie na tę okazję przez uczniów i absolwentów liceum.

Wodzirej animuje

Kuba Krawczyk z grupy wodzirejów „Impress” uważa, że na studniówce najlepiej sprawdzają się dyskotekowe i rockowe klasyki, takie jak hity Abby czy nieśmiertelne przeboje z lat 70., 80. i 90. Bawią się przy nich wszyscy.

Czasem jednak dostaje od organizatorów gotową playlistę. Kilka lat temu maturzyści ze śródmiejskiego liceum zażyczyli sobie utworów disco polo. – Po 23. zaczepiło mnie dwóch chłopaków: „Panie wodzireju, zabawa świetna, ale kiedy puści pan nasze kawałki?”.

Myślałem, że żartują, bo dobrze się bawili przy mojej muzyce. Przez następnych parę godzin cała sala wykrzykiwała szlagiery disco polo. Znali tekst do czwartej zwrotki – wspomina.

Imprezy tylko w stylu disco polo to rzadkość, ale na wielu studniówkach pojawiają się hity z wiejskich wesel, w stylu „Nie da ci tego ojciec, nie da ci tego matka, co może dać ci sąsiadka”. Dało się ją słyszeć nawet w Holiday Inn, gdzie bawili się maturzyści z Zespołu Szkół im. Michała Konarskiego.

Przy takiej muzyce tańczący zazwyczaj robią węża i ruszają w bieg między stołami. Mniej skorzy do zabawy i nieuznający weselnej muzyki potrzebują jednak zachęty. Stąd popularność wodzirejów, którzy umieją poderwać z krzeseł nawet najbardziej opornych, a kiedy trzeba – zaproponować rock’n’rolla… na krzesłach. Tak na studniówce w AMLO zrobił Karpik. Kwadrans później uczniowie i nauczyciele, także ci w sutannach, wywijali aż miło, a nawet wspólnie tańczyli kankana.

Tradycyjnie studniówki, z DJ-em i bez, kończą się nad ranem. Ostatni maturzyści wracają do do-mu około piątej. Tak było w przypadku nazaretanek, gastronomika i balujących w Holiday Inn uczniów „Konarskiego”.

Kilka dziewczyn z „Nazaretu” i chłopaki z AMLO zostali dłużej, żeby posprzątać po zabawie. Solidarnie towarzyszyli im nauczyciele. – Studniówka to nie tylko zabawa. Ma również wymiar wychowawczy – uważa Tomasz Kowalczyk, wicedyrektor AMLO. Dlatego stawki cateringu i wodzireja maturzyści negocjowali sami. Sami również kupowali szampana, robili dekoracje i zapraszali nauczycieli.

Ola Rostkowska jest śmiertelnie zmęczona, ale i szczęśliwa: – Bawiliśmy się do białego rana. Siostry też tańczyły aż do bólu nóg. Warto było zarywać noce na przygotowania. Studniówka była świetna – ziewa szeroko. Współpraca: Natalia Bugalska, Andrzej Dworak

Karolina Kowalska
Źródło: POLSKA The Times