Nie robić show, tylko sprawić, by robili je inni – to dewiza wodzirejów. Z roku na rok moda na ich usługi rośnie. Balowej profesji oddają się całe rodziny, najczęściej ojciec wciąga syna, a brat brata.
Moda? Oczywiście! Jest coraz większe zapotrzebowanie na nasze usługi – Kuba Krawczyk nie ma wątpliwości, że wzrasta popularność „karnawałowego fachu”. Wodzirejem jest od 1999 roku – czyli od 11 lat. Co roku prowadzi ok. 100 imprez. – To będzie mój 12. sezon karnawałowy – wylicza.
Będzie to niezwykle pracowity czas, bo wraz z zespołem Mocna Grupa Wodzirejów Krawczyk co weekend planuje obsłużyć co najmniej dwie, trzy imprezy.
W kalendarzu zdecydowanie przeważają bale tematyczne. – Dla gości z Warszawy przygotowaliśmy m.in. trzy imprezy w filmowym klimacie – mówi Krawczyk. – Będą konkursy tańca do muzyki z „Dirty Dancing” czy „Gorączki sobotniej nocy”. Będzie też nauka walca wiedeńskiego z „Nocy i dni”. Wodzirej to bowiem konferansjer, animator, reżyser w jednym. W planie grupy są też: After Wedding Party, impreza wcale nie dla nowożeńców, bal pod hasłem „20 lat po maturze” oraz impreza stylizowana na lata 20. i 30. ubiegłego wieku.
Rodzinna profesja?
Jednym z pomocników Kuby jest Robert Krawczyk. Zbieżność nazwisk nie jest tu przypadkowa. – Jeśli tylko nadarzy się okazja, działamy razem z bratem. Ja jestem jednak zdeklarowanym wodzirejem, a on bardziej muzykiem – mówi Kuba.
– I prawdziwym fascynatem muzyki popularnej – dodaje Robert, pianista z dyplomem, który studiuje dodatkowo też muzykologię. Bracia są pierwszym pokoleniem „mistrzów ceremonii” w rodzinie.
– Ale nie ostatnim! – deklaruje Kuba. Sam fachu uczył się od Kazimierza Hojny, który jest specjalistą od konferansjerki z ponad 20-letnim stażem. Hojna, kiedyś związany z teatrem, też zaczynał ze swoim bratem – tancerzem. Współtworzyli program katowickiej „szkoły” wodzirejów, która dziś ma ok. 700 absolwentów.
– Trudno powiedzieć, że bycie wodzirejem to rodzinna profesja. Ale prawdą jest, że ostatnio zgłasza się do nas coraz więcej nie tyle rodzeństw, co ojców z synami – mówi Hojna.
Najstarsi wodzireje swoich naśladowców mają jednak wciąż niewielu. Może dlatego, że zawód ten kiedyś nie cieszył się najlepszą sławą? – Dwie dekady temu niektórzy ludzie brali wodzireja za pajaca na scenie. Nic bardziej krzywdzącego. Sztuka polega na tym, by nie robić show, lecz sprawić, by robili je inni – mówi Hojna.
Kicz i sentyment
Przez dziesięciolecia mistrzem w tym fachu był Bogdan Krzywicki. Znany jest nie tylko jako aktor przed laty występujący m.in. na deskach warszawskiego teatru Syrena oraz w „Misiu” Stanisława Barei czy „Wodzireju” Feliksa Falka (tu w roli Majera). To wodzirej starszej daty – bohater filmu dokumentalnego Marty Kawczyńskiej „Zawód wodzirej”.
– O jego pasji i niesamowitej historii dowiedziałam się od Staszka Wielanka – wspomina Kawczyńska. – Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy, i tak zrodził się pomysł na film.
Krzywicki to jeden z mistrzów branży. Prowadził wielkie bale m.in. KC PZPR w Sali Kongresowej oraz na statku „Stefan Batory”. W filmie mówił, że to jeden z zawodów, które odchodzą w zapomnienie.
– Przez lata faktycznie liczba wodzirejów spadała. Zawód ten kojarzył się wręcz z kiczem – mówi Kawczyńska. – Teraz jednak, na fali sentymentu do PRL, coraz częściej wraca się do tradycji. 30- czy 40-latkowie wręcz nie wyobrażają sobie karnawałowego balu bez osoby, która sprawnie go rozkręci.
Interakcja to podstawa
Bogdan Krzywicki nie znalazł w rodzinie kontynuatorów. Naśladowców mu jednak nie brakuje, tym bardziej że jak mówi w jednym ze skeczy Jacek Fedorowicz: – Wodzirejem może zostać każdy. Wystarczy tylko trochę ogłady towarzyskiej, kultury osobistej i zapamiętania kilku figur tanecznych. Powszechnie wiadomo też, że nie bez znaczenia są cechy osobowości. Podobno widać je już przy pierwszym kontakcie.
– Pan Bogdan jest stanowczy i kreatywny. Na poczekaniu wymyślał wierszyki, piosenki. Czasem jak mówił, to wręcz podrywał ludzi z krzesła. Jego dewizą było przywoływane zresztą w filmie stwierdzenie: „To nie goście mają się do ciebie dopasować, lecz ty do nich”. Wie o tym dyskdżokejski kolektyw Panowie z Twardej, odgrzewający dawne tradycje. Tworzą go muzycy o pseudonimach Zbyszek Draska i Marian Zapałka.
– Interakcja z publicznością to podstawa – mówi jeden z nich. Duet, serwujący muzykę dancingową, z występów robi prawdziwy show. – Stylizujemy nie tylko siebie, lecz także sprzęt, na którym gramy, i wciągamy publiczność do zabawy. Duet łamie tylko jedną – jak powiedzieliby „klasyczni” wodzireje – żelazną zasadę: nie używa fraków.
Anna Brzezińska Źródło: Życie Warszawy