Z Józefem Hojną, Wodzirejem, który bawi ludzi bez wódki, rozmawia Piotr Rąpalski

Szukając wodzireja dodzwoniłem się do Legnicy, Katowic i Łodzi. Wszyscy kierowali mnie do Hojny. Pan najlepszy?

Krąży taka opinia (śmiech). Brat wodzirej pracuje w Poznaniu, ja w Krakowie. Razem pracujemy na markę. Do tego szkolimy wodzirejów, a ich występy to najlepsza reklama.

Ilu?

Przez kilkanaście lat już tysiąc osób. W Katowicach, w ośrodku Ruchu Światło-Życie.

Zaraz, zaraz. W kościele, a nie w jakiejś tancbudzie?

Właśnie! Impreza zbyt często kojarzy się nam tylko z jakąś remizą i alkoholem. A to wręcz przeciwnie.

Proszę mnie przekonać.

Podstawą dobrej imprezy, wesela czy balu jest taniec. Alkohol go zabija. Sam tańczyłem zawodowo. Teraz tańczę tango argentino. Nie da się zatańczyć nic wielkiego po promilach. Nawet lampka wina wszystko psuje.

Jak to? Wino, tango i róża w zębach to klasyka!

Podobnie jest jak z jazdą po pijaku. Wydaje się ludziom, że „po kropelce” szarżują już po ułańsku. W tańcu myślimy, że jest świetnie, a tymczasem partnerka ma już zawroty głowy. Znam i dziewczyny, które po lampce wina do niczego się już nie nadają (śmiech).

Nie chlapnął Pan bani dla odwagi przed fuchą?

Nie. Oprócz tych standardowych wesel prowadzimy też wesela bezalkoholowe. Podobnie bale galicyjskie w Krakowie. Od 14 lat! Był też bezalkoholowy półmetek dla studentów.

To już jakieś wariactwo!

Kiedyś byłem na balu na 500 osób. Ochroniarz wpuścił trzech pijanych, którzy myśleli, że to normalna impreza. Podtrzymywali ściany. Nie wyrzucaliśmy ich. Nasi goście widząc co promile robią z człowiekiem jeszcze lepiej się bawili.

A co z tymi, którzy podpierają ściany?

Tak prowadzimy bal, żeby szybko zaczęli żałować, że coś tracą. Dobry wodzirej zastępuje alkohol. Do tego dobra i nie za głośna muzyka. Trzeba ludziom pomóc zachować umiar w jedzeniu i piciu. W odpowiednim momencie zapraszać do tańca. Najlepiej podsumowała to kiedyś mama pana młodego po weselu: „Pan to czuje salę”. I o to chodzi.

Chapeau bas!

Właśnie. „Czapki z głów”. Dowód uznania za najwyższą jakość. Kiedyś pod rząd obsługiwałem wesela trzech sióstr. Świetne dziewczyny. Myślałem – szkoda, że nie ma czwartej. Co mi powiedział ich ojciec po trzecim weselu? „Szkoda, że nie mam czwartej córki dla pana”. Byłem w szoku! A drugie wesele było w trzech językach. Ona Polka, on Austriak, a sporo gości z Anglii. Tłumacz mnie tłumaczył (śmiech).

Organizuje Pan jakieś dziwaczne zabawy na balu?

Nie. Tylko taniec. Bez prymitywnych pomysłów. Jeśli ktoś chce, to mówię, że nie biorę za to odpowiedzialności.

A ten weselny taniec „kaczuszki”?

Nie ma mowy (śmiech). Ludzie nawet proszą, żeby tego nie puszczać.

I zawsze w cylindrze?

To strój służbowy. Trzeba się czymś wybijać w tłumie. Dobry wodzirej nie prowadzi balu ze sceny, ale między ludźmi.

Dostał Pan kiedyś w nos?

Tak specjalnie od kogoś to nie, ale raz przy ostrzejszym utworze ktoś tańcząc wpadł na mój mikrofon, a ten walnął mnie w zęby (śmiech).

Stuhr dostał w „Wodzireju”

Pewno zasłużył (śmiech). Ja miałem sytuację, że człowiek chodził za mną i miał pretensje, że przez te tańce nie daje się ludziom wódki napić. Chciałem mu pomóc, szukałem mu kompana, ale wszyscy uciekali. Zniknął mi na chwilę. Patrzę, a ten biegnie z dwiema butelkami (śmiech).

Co tańczyć na balach?

Poloneza! Polacy mają go w genach, choć kiedyś przed nim uciekali i trzeba było zaganiać podstępem zaraz po zbiorowym zdjęciu. Kankan, zorba. Krakusi są mistrzami w walcu wiedeńskim. Robimy imprezy tematyczne. Bal filmowy, historyczny, grecki, góralski, niebieski, perłowy. Imprezy przebierane, z odpowiednią muzyką. Pomysłów jest mnóstwo. Był też bal biblijny…

Może na nim przemienialiście wodę w wino?

Takich cudów nie było. Choć kilka osób tylko na to czekało.

Ilu było Jezusów?

Więcej pasterzy. Mamy też bal wodzireja. Pamiętam, że znajoma mnie tam szukała, a tu wszyscy we frakach. „Same Józki” krzyczała. Przyjeżdża też na nie żona jednego górnika, który dużo pije, aby odreagować na imprezie bez alkoholu.

Co psuje imprezę?

Zła sala, gdy wszystko dudni od betonu i dzikie zapachy (śmiech). Zdarzało się robić imprezy na wsi. Trudni goście, z problemami w pracy, ci co wstali lewą nogą. Staram się z nich i tak maksymalnie dużo wycisnąć.

Po całej Polsce Pan baluje?

Tak. Ale w Paryżu też się zdarzyło. W najpiękniejszej ambasadzie. Polskiej. W hotelu Monaco. Wieżę Eiffla zbudowano na starej ambasadzie, więc Francuzi dali Polakom ten budynek. Piękny. Były też Niemcy, Estonia…

Wyrywa Pan na balu?

Nie wyrywam.

Żona nie pozwala?

Akurat sam jestem, ale tydzień temu w Warszawie, już po balu, dziewczyna poprosiła, żebym zatańczył z nią tango przed jej znajomymi.

Ma Pan numer?

Ech, zapomniałem.

A co gdy jest post?

Nosi mnie za imprezą (śmiech).

Piotr Rąpalski
Źródło: Polska The Times - Gazeta Krakowska