„Nie lubimy wesel, bo są obciachowe i infantylne. Najczęściej takie mamy doświadczenie” – Kuba Krawczyk, wodzirej i DJ tłumaczy, jak zorganizować spokojne, pogodne wesele oraz jak przekonać do niego rodzinę.
Jola Szymańska: Zdarza się, że przychodzą do ciebie młode pary i na wstępie mówią, że „nie lubią wesel”?
Kuba Krawczyk: Zdarza się. Nawet często.
Przyznają, że organizują wesele wbrew sobie?
Zwykle nie mówią tego od razu i wprost, ale po kilku minutach rozmowy wszystko jest jasne.
Proszą mnie o pomoc przy ułożeniu programu wesela, który odpowie na zamiłowanie ich rodzin do tak zwanej tradycji, ale im samym da jednocześnie poczucie bezpieczeństwa. Najczęściej boją się wulgarnych lub infantylnych zabaw.
Co im wtedy mówisz?
Najpierw staram się ich uważnie wysłuchać. Jeżeli chcą świętować wspólnie z rodziną i przyjaciółmi, chętnie pomagam. Ale kiedy mówią wprost, że wesele jest dla nich czarą goryczy, którą muszą przełknąć, i chcą, żebym zajął się gośćmi, kiedy sami będą stać z boku… wtedy nie zawsze w to wchodzę.
Bo to nierealne?
To jest do zrobienia, ale takie wesele jest trudne. Nie tylko dla mnie, ale też dla samych gości.
Dlaczego nie lubimy wesel?
Mówiłeś o dawaniu poczucia bezpieczeństwa. Skąd obawy przed własnym weselem?
W 95 procentach przypadków lęk skupia się wokół wulgarności, infantylizmu i zażenowania, które pamiętają z wesel, w których sami uczestniczyli. Dlatego, kiedy mówią o swoich obawach, staram się dociec, z jakim obrazem wesela do mnie przychodzą.
A z jakim obrazem przychodzą?
Ze zmuszaniem cioci do skakania na jednej nodze, obowiązkowym udawaniem kaczek, pompowaniem balonów na czas… Gdy opowiadam im, jak widzę swoją rolę podczas przyjęcia, jakie mam kontrpropozycje do tych, których się spodziewali, okazuje się, że scenariusz może być bardzo bogaty.
I wolny od żenady? Jak wygląda takie wesele?
Moim zadaniem jest stworzenie okoliczności, w których goście poczują się bezpiecznie i sami chętnie wejdą w interakcję.
Sami?
Tak, ale oczywiście są takie grupy gości, które wręcz domagają się narzucenia im pewnych form, animowania ich, podsuwania kolejnych propozycji. Dlatego, jeśli młoda para marzy o spokojniejszym weselu, kluczowa jest jej aktywność. To państwo młodzi są naturalnym centrum, wokół którego odbywa się zabawa, świętowanie i celebrowanie. Ja mogę jedynie mniej lub bardziej umiejętnie ten proces wspierać.
Przy roztropnym ustaleniu scenariusza i zaufaniu – młodej pary do wodzireja i wodzireja do młodej pary – lista zabaw bardzo się wydłuża i często nie da się jej całej zrealizować podczas jednej nocy.
Jak przetrwać wesele?
Stańmy teraz po stronie gościa. Jak przetrwać zabawę weselną, jeżeli nie lubimy wesel?
To kluczowe pytanie. Od dawna zastanawiam się, do czego tak naprawdę służy nam wesele? Moim zdaniem, tak samo jak spacer czy kokosowy baton, wesele służy zaspokojeniu naszych potrzeb.
Teoretycznie ma ono odpowiedzieć na potrzeby świętowania i celebrowania. Bliscy chcą tego dnia być z parą młodą, patrzeć na ich radość, inspirować się, uczestniczyć w ich święcie. Są też potrzeby wspólnoty i bliskości – w końcu chcemy przeżyć ten dzień z rodziną i przyjaciółmi. Wreszcie, potrzeba zabawy – bo kiedy się bawić, jeśli nie w takich okolicznościach?
W takim razie skąd Twoim zdaniem bierze się niechęć do takiej zabawy?
Najprościej rzecz ujmując, nie lubimy wesel, bo są obciachowe. Uogólniamy taki pogląd, bo takie mamy doświadczenie.
Z tego co wiem, jeśli pojawia się niechęć, obawa, strach, zażenowanie albo jakieś inne „nieprzyjemne” uczucie, to znak, że jakaś nasza potrzeba nie jest zaspokojona.
Może to być potrzeba bezpieczeństwa, kiedy boję się, że znajdę się w centrum jakiejś głupiej zabawy. Albo potrzeba wolności, kiedy obawiam się, że wodzirej na siłę wyciągnie mnie na parkiet, będę musiała tańczyć z pijanym wujkiem albo zmuszą mnie do picia bimbru. A może potrzeba szacunku, bo spodziewam się, że ktoś będzie przy mnie żartować w sposób, którego nie akceptuję, a zespół zagra piosenki, które uwłaczają mojej godności. Albo potrzeba zrozumienia, wsparcia – może nie chcę tu być, bo jestem sama, bo znam tu tylko młodą parę…
Można sobie z tym poradzić?
Jako weselny filozof (śmiech) sugeruję zastanowić się, czy mam potrzebę świętowania i celebrowania radości tej konkretnej młodej pary? Może moja niechęć do wesela wcale nie wynika z domniemanych bezeceństw, ale z braku motywacji?
Jeśli mamy potrzebę celebrowania, świętowania i zabawy, zastanowiłbym się, jak zaspokoić potencjalnie zagrożone potrzeby – bezpieczeństwa, wolności, szacunku, zrozumienia, wsparcia. Zaspokoić na tyle, żeby móc świętować.
Wesele a reakcja rodziców i gości
Co radzisz osobom, które kochają huczne wesela, ale chcą, żeby wszyscy – w tym spokojniejsze, introwertyczne osoby – dobrze się na weselu czuły?
Szczerze? Zarówno ludzi kochających huczne wesela, jak i spokojniejsze, introwertyczne osoby zachęcałbym do próby wejścia – choć na chwilę – w buty tych drugich. Do próby odgadnięcia ich potrzeb.
Jeśli zastanowimy się, z czego może wynikać miłość do hucznych wesel, a z drugiej strony – pragnienie spokoju, łatwiej będzie nam wyjść sobie naprzeciw. Może nawet staniemy na tyle blisko „tych drugich”, że nasz pomysł na wesele przestanie być jedynym właściwym?
A patrząc bardziej konkretnie i realnie, warto zatrudnić wodzireja, który was zrozumie i odważy się wam pomóc.
Jak go wybrać?
Kluczowe wydaje mi się odczucie, że ma się z nim dobry kontakt, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa. Że jest chemia, po prostu.
Co powiedziałbyś osobom, które marzą o spokojnym weselu, ale boją się reakcji rodziców, gości albo tego, że będą żałować?
Jako amator „weselologii” (śmiech) zachęciłbym ich do szczerej odpowiedzi na moje ulubione pytanie: „Do czego ma mi służyć moje wesele”? Jakie moje potrzeby ma ono zaspokoić? Czy ono jest mi do czegokolwiek potrzebne? A jeśli nie jest, to może jest do czegoś potrzebne moim bliskim? Jeśli moi bliscy mają potrzeby związane z moim weselem, to z jakimi strategiami ich zaspokojenia jest mi po drodze, a jakich nie akceptuję?
Jeśli się czegoś obawiam, to – jeśli to możliwe – porozmawiałbym o tym z bliskimi i jeśli faktycznie są dla mnie ważni, opowiedziałbym im szczerze o moich potrzebach, wizji i marzeniach. Potem poprosiłbym ich o uszanowanie mojego pomysłu albo – to wersja dla mistrzów – poszukałbym wraz z nimi takiego sposobu na wesele, który będzie odpowiadał zarówno mi, jak i im.
Kiedy znalazłbym odpowiedź na pytanie o funkcję wesela oraz na wszystkie inne, które urodzą się po drodze, po prostu poszedłbym – o ile mam taką możliwość – w kierunku, który świadomie wybiorę.
Jola Szymańska Źródło: pl.aleteia.org