Prawdziwy wodzirej nie jest klaunem w przebraniu, nie organizuje wiejskiej przytupajki, nie jest poślednim zabawiaczem. Nie wyciąga królika z kapelusza, nie nawołuje ze sceny: „Wszystkie pary tańczą”. Znacznie bliżej mu do funkcji animatora i aktora. Nowoczesny wodzirej nosi frak, cylinder, ma nienaganne maniery i prawdziwą charyzmę.
Według słownika wodzirej to „osoba przewodząca innym”. Mówiąc w skrócie: osobnik alfa, którego dobry nastrój przekłada się na powodzenie całej imprezy. Żeby wykonywać ten zawód, trzeba mieć w sobie to „coś”, element dobrej zabawy, którym można zarazić innych. Trudno nawoływać do tańca z niechęcią i bez zaangażowania. Warsztatem wodzireja są przecież emocje i osobowość. Tutaj, jak nigdzie indziej, liczą się predyspozycje.
Mógłbym to robić lepiej
Taka myśl często staje się pierwszym krokiem w kierunku zawodu wodzireja. W ten sposób karierę zaczął muzyk Marek Baluta. Podpatrując aktorów, animatorów, konferansjerów i didżejów doszedł do wniosku, że potrafiłby ciekawiej prowadzić imprezę. Sam siebie nazywa „warmuperem” – podgrzewaczem atmosfery, bo jego zadaniem jest wykryć iskrę dobrej zabawy i rozdmuchać ją na wszystkich gości. Animacja imprez często zaczyna się od aktorstwa lub zainteresowań muzycznych.
Krzysztof Karpiński zaczynał jako didżej na szkolnych imprezach. Do zawodu wciągnął go kolega, który stał się jego mentorem i pierwszym współpracownikiem. Natomiast Zdzisław Salis do wodzireja doszedł raczej nietypową drogą. Zaczynał od… filmowania uroczystości rodzinnych. Szybko doszedł do wniosku, że sama ceremonia i filmowanie rodziny przy stołach nie wystarcza. – Jeśli kręcimy dwie godziny o zwykłej potańcówce, film jest po prostu nudny – stwierdza. Najpierw jako gratisowy dodatek do filmowania zaczął organizować krótkie karaoke. Pomysł chwycił, a Zdzisław złapał bakcyla, który od 15 lat go nie opuszcza. Teraz na jego własnych imprezach przerażeni kamerzyści krzyczą: – Ile pan tego jeszcze zrobi? Kasety mi się kończą!
Niespodziewanym debiutem zaczęła się kariera Wojtka Kroczka. Na weselu swojego brata (jako jego drużba) przez dwie godziny musiał zabawiać gości, kiedy państwo młodzi w ramach niespodzianki chyłkiem udali się na lotnisko. Panna młoda zamierzała zrzucić bukiet i welon z samolotu, ale nie przewidziano ewentualnych opóźnień. Wojtek skutecznie wypełnił czas oczekiwania na latających państwa młodych. Ulegając sugestii swojej żony, postanowił sprawdzić, czy zawód wodzireja jest dla niego. Kolega skierował go na kurs i zatrudnił w swojej firmie wodzirejskiej. Debiutancką imprezą był festyn przykościelny, ale prawdziwym egzaminem – pierwsze wesele.
Weselne buty
– Wesela to główny punkt w repertuarze wodzireja – przyznaje Wojtek. Stanowią najczęściej 70-80 proc. jego dochodu. Jednocześnie wesele jest swego rodzaju inicjacją w karierze wodzireja. – Jak się popsuje sylwestra, to jest to jeden z wielu sylwestrów – tłumaczy. – Ale ślub jest raz w życiu. Nie ma ripleja. Młodzi chcą, żeby wszystko było najlepsze.
Do każdej zabawy trzeba się przygotować, jednak wesela wymagają więcej planowania. Śluby zawierają stałe elementy: ceremonia, przywitanie młodych, oczepiny, toasty za rodziców, pierwszy taniec. – Trzeba zapamiętać imiona młodych, świadków, rodziców, spisać życzenia muzyczne i propozycje zabaw – wylicza Krzysztof. – Moda na imprezy z wodzirejem nie jest nowa, ale ostatnio zdobywa wielu zwolenników. Zanika moda na ludowe wesela z alkoholem i paraerotycznymi konkursami.
Wojtek, chociaż jest w zawodzie dopiero trzy lata, ma już wyrobione zdanie: – Młodzi bywają zażenowani takimi sytuacjami na weselu. Wykształceni ludzie, zwłaszcza z większych miast, oczekują czegoś nowego, na wyższym poziomie.
Zresztą wesela nastawione są na wspólną zabawę. Trudniej rozkręcić imprezę na spotkaniu firmowym, gdzie, chociaż ludzie się znają, obowiązują pewne konwenanse. W domach wczasowych czy na imprezach eventowych jest jeszcze trudniej – najpierw ludzi trzeba oswoić ze sobą nawzajem, poznać. Dopiero później można ich nieco rozruszać. Ideałem są wtedy imprezy w pewnej konwencji. Piraci, kasyno, kowboje, hawajskie tańce – zabawa w przebrania łączy ludzi, dodaje im odwagi.
Pan to się umie bawić
Wodzirej kojarzy się albo z filmem Feliksa Falka, albo z typowym konferansjerem na tanecznych wieczorkach. Według stereotypu ten zawód łączy w sobie funkcje błazna i poganiacza. – Wodzirej to nie tylko osoba – tłumaczy swój zawód Wojtek. – Jest to pewien rytuał, pewien teatr, rola do odegrania.
Podstawowym rekwizytem jest tutaj strój. Jak wyróżnić się spośród setki elegancko ubranych ludzi? Należy ubrać się jeszcze bardziej elegancko – we frak i cylinder. – Gdy zakładam frak, staję się trochę innym człowiekiem, jakbym zmieniał tożsamość. To dla mnie bardzo atrakcyjne – przyznaje. Specjalista od rozkręcania zabawy powinien dobrze tańczyć, mieć dobry głos (najlepiej niski i donośny), posiadać prezencję, cierpliwość i zdolności interpersonalne. Wodzirej śpiewający lub grający na instrumentach to ceniona rzadkość.
Wojtek przyznaje, że gdy idzie za nim po parkiecie korowód roztańczonych ludzi, czuje przypływ adrenaliny, pewności siebie. Dla niego wodzirej jest pewnego rodzaju przewodnikiem stada. Musi mieć naturalną umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi. – Sensem tej pracy jest stuprocentowa autentyczność – podkreśla. – Jestem na środku parkietu i przełamuję konwenanse – mówi. Tym wodzirej różni się od ukrytego za konsolą didżeja, czy konferansjera uwięzionego na scenie. Gdy będąc wśród ludzi często słyszy: „Pan to się chyba bawi najlepiej ze wszystkich” – to znaczy, że spełnił swoje zadanie.
Jednocześnie obecność wodzireja musi być dyskretna: nie on jest gwiazdą programu. – Pierwsza reguła brzmi: jeśli ludzie się świetnie bawią, to im, broń Boże, nie przeszkadzaj – komentuje Wojtek. Wodzirej jest iskrą, która ma rozpalić zabawę, a nie ją zdominować. Dlatego mówi się, że dobry przedstawiciel tego zawodu jest jak przyprawa: jedynie dodaje smaku, ale nie jest podstawą dania.
Jak to się robi?
Jak rozkręcić dobrą zabawę? Nie ma złotej reguły. Po pierwsze należy rozpoznać środowisko. Spotkać się z organizatorami imprezy lub jej głównymi bohaterami już kilka tygodni przed terminem imprezy. Starać się poznać oczekiwania, przekrój wiekowy imprezy i zdobyć zaufanie pracodawców. W ten sposób wodzirej uniknie niezręcznych sytuacji. – Znajomy miał na weselu niemego gościa, który wygrał jakiś konkurs. Podszedł do niego z mikrofonem i zapadła niezręczna cisza. To jest test na wodzireja – opowiada Wojtek. – Kolega przeprosił i jakoś wybrnął. Ale to była też wpadka państwa młodych. Przed imprezą często pytamy, czy są jakieś fakty, o których powinniśmy wiedzieć – właśnie dla uniknięcia takich sytuacji.
Po drugie: rozpoznanie miejsca. – Zdarza się, że obsługa sali nie jest przygotowana na nasze scenariusze – przyznaje wodzirej Krzysztof. Trzeba wtedy dokładnie omówić niezbędne rekwizyty i wyznaczyć momenty na wniesienie posiłku czy kluczowe toasty.
Wodzirej od pierwszej chwili stara się rozpoznać w tłumie ludzi z natury odważnych, dlatego często razem z organizatorami wita gości w drzwiach. – Szuka się osób, które będą dobrze reagowały. Za nimi pójdą inni – doradza Marek. Każdy wodzirej ma też swoje metody na rozpoczęcie zabawy. Wojtek zachęca gości do złożenia „Przysięgi dobrej zabawy”, wygłaszanej zgodnym chórem. – Dobrą metodą jest wspólne zdjęcie, które zbiera ludzi na parkiecie – twierdzi Krzysztof. Pomaga również tradycyjny chodzony polonez. Wojtek uwielbia tworzyć korowody. Uczy prostego kroku i obserwuje, jak ludzie powtarzają go, świetnie się przy tym bawiąc. – Widać w ich oczach tę przyjemność – przyznaje nie kryjąc satysfakcji. W ten sposób znika wstyd i przekonanie, że goście mają dwie lewe nogi. Ludziom głupio wyjść na pusty parkiet. Myślą sobie, że kiepsko tańczą, że będą głupio wyglądać. Wojtek zna to z autopsji: – Praca wodzireja jest jak praca psychologa grupy. Jeżeli ludzie go kupią, to potem jest już z górki – mówi. Hasło przewodnie brzmi: zawsze wśród ludzi. – To, co proponuję gościom, wykonuję razem z nimi: klaszczę, tańczę, śpiewam – dodaje Krzysztof.
Animator imprezy powinien znać około 70 tańców i konkursów. Jeśli jest dobry w tym, co robi, użyje 7-10 z nich, żeby nie zamęczyć gości. Obszerny warsztat pozwala też podtrzymać satysfakcję z pracy. – Cierpię, jeśli muszę powtarzać jakieś elementy z imprezy na imprezę – przyznaje wodzirej Zdzisław. Jego zdaniem wybranie dobrego repertuaru wymaga zgrania trzech elementów: charakteru imprezy, wieku uczestników i momentu. – Trzeba się umieć dopasować – twierdzi. Kluczowe są zabawy integracyjne, np. walczyki ze zmianą partnerów. Popisowy numer Krzysztofa to rock’n’roll na siedząco – na krześle w kółeczku. Marek natomiast lubi wznosić „naprawdę huczne toasty” – takie, po których wszyscy goście razem, w tym samym momencie, przebijają baloniki. Jeśli państwo młodzi są odważni, nagrywa z nimi piosenkę, która staje się motywem przewodnim imprezy lub pokazu slajdów. Jego specjalnością jest konkurs taneczny na części ciała: kiedy muzyka cichnie wodzirej mówi partnerom, jakie części ciała powinny dotykać parkietu: na przykład dwie nogi i jedna ręka. Nad ranem lubi też śpiewać „Kiedy ranne wstają zorze”, żeby goście rozchodzili się do domu z przysłowiową łezką w oku.
A jeśli nie cała sala tańczy?
– Staramy się nie zmuszać nikogo do zabawy – Krzysztof wie, że na każdej imprezie trafia się grupa ludzi, której nie da się rozruszać. – Gość, który nie tańczy, może mieć przyjemność z patrzenia na zabawę innych – twierdzi wodzirej. Przyznaje, że zdarzało mu się słyszeć gratulacje świetnej zabawy od gości, którzy przez cały wieczór nie ruszyli się zza stołu. Nie należy się tym przejmować. Czasem ludzie sami nie wiedzą, czemu nie mają ochoty na zabawę. Nawet rewelacyjny wodzirej nie przeskoczy wzajemnych animozji rodzinnych czy firmowych. Rzadkością są scysje czy szarpaniny, chociaż bywają i takie sytuacje. Częściej pomiędzy gośćmi, niż z samym wodzirejem. Jeśli komuś nie podoba się zachęcanie jego żony do tańca albo próba oderwania go od stołu, dobry wodzirej powinien ustąpić. Konflikty nie sprzyjają zabawie, więc umiejętność ich łagodzenia powinna być naturalna. „Wodzirej nie może się wahać” – powtarzane jest jak mantra.
Praca wodzireja to w 2/3 improwizacja i wyczucie nastroju gości. Nie wolno nikogo ośmieszać, więc rezygnuje się z głupawych konkursów zabarwionych drwiną czy złośliwą satysfakcją. Czasem sami organizatorzy imprezy domagają się jakiegoś elementu, który okazuje się niewypałem. Taką historię opowiada Marek, który pozwolił rodzinie na podpatrzony na filmie weselny taniec ze świecami. Przy zgaszonym świetle efekt okazał się jednak daleki od oczekiwanego. – Rodzina wyglądała jak na pogrzebie – wosk, ciemność i grobowe światło – komentuje wodzirej.
Z procentami czy bez?
Zdaniem Zdzisława i Wojtka, jeśli impreza jest wypełniona alkoholem, trwa najwyżej do pierwszej w nocy. Potem nikt nie ma już siły się bawić. Oni sami nigdy nie piją w trakcie pracy. Wojtek twierdzi wręcz, że zawód wodzireja powstał właśnie po to, żeby móc bawić się bez alkoholu. – Ludzie piją z nudów – twierdzi. – A impreza jest dobra, kiedy ją czuć w nogach, a nie w głowie.
Dla Krzyśka alkohol może być ryzykowny – pewnych zabaw lepiej nie przeprowadzać wśród nietrzeźwych gości, szczególnie jeśli wymagają równowagi czy koordynacji. Łatwo jest skierować uwagę gości na toasty i butelki. Polacy coraz częściej wybierają jednak imprezy jeśli nie bezalkoholowe, to chociaż bez wódki – oparte na winie czy piwie. Marek natomiast uważa, że bezalkoholowe imprezy są trudniejsze i mniej ciekawe. – Alkohol rozluźnia, dodaje nastroju – twierdzi. Chociaż sam raczej nie pije (szybko straciłby kondycję), woli prowadzić imprezy przerywane toastami.
Zdania są też podzielone jeśli chodzi o predyspozycje do zabawy. – Najlepiej bawi się Śląsk. Bardzo dużo pije, ale mimo tego bawi się rewelacyjnie. Co roku wyprawiają jakąś imprezę, więc są gotowi od ręki wejść w dobrą zabawę – twierdzi Zdzisław. Wojtek uwielbia zabawiać swoje pokolenie. – Trzydziestolatkowi bawią się najlepiej. Otwarci, sprawni, mają potencjał do łapania klimatu – wylicza. Innego zdania jest Marek, który preferuje czterdziestolatków – ludzi z doświadczeniami, ustabilizowanych życiowo i przepełnionych muzycznymi wspomnieniami. Jednak żaden wiek nie jest przeszkodą. „To, że jesteśmy wiekowi, nie oznacza, że w środku też jesteśmy starzy” – usłyszał raz na swoje imprezie Zdzisław, kiedy z uporem puszczał „wiekowe” kawałki. Z powodzeniem można bawić też dzieci, które nie dość, że mają dużo energii, to jeszcze chętnie rywalizują i lubią naśladować prowadzącego. Dla dobrego wodzireja nie ma imprez niemożliwych.
Poza parkietem
Prywatnie wodzirej bywa bardzo spokojnym człowiekiem, niekoniecznie głośnym i skorym do rozkręcania każdej imprezy. – Wolę mieć do tego mikrofon, bo głos to moje narzędzie pracy i nie mogę go przeciążać – przyznaje Zdzisław. Często trudno mu się zrelaksować, jakby ustawiczne działanie na wysokich obrotach uzależniało. Wojtek, jako ojciec trzylatka, pracujący w dwóch zawodach naraz, traktuje dom jak odpoczynek. Rzadko bawi się w klubach. Czasem jednak wciela się w rolę wodzireja dla własnych przyjaciół. Nie jest mu jednak łatwo znaleźć na to czas pomiędzy kolejnymi terminami. – Ciężko być spontanicznym przy tej pracy. Jeśli jest podpisana umowa, nie mogę się wycofać. To muszę być ja, osobiście, bo to moje nazwisko figuruje w papierach – żali się. Dlatego urlopy planuje z dużym wyprzedzeniem, a o spontanicznych wyjazdach raczej nie ma mowy. Jeśli przyjaciel chce go zaprosić na ślub, musi to robić prawie z rocznym wyprzedzeniem. Krzysztof lubi po imprezie oddać kierownicę samochodu komuś innemu i przysnąć spokojnie na tylnym siedzeniu – bez obowiązkowego uśmiechu. Dla niego najbardziej uciążliwy jest ból nóg (od ciągłego tańca). Dobra zabawa męczy jednak mniej niż nieudana. – Bardziej bywam wymęczony kiepską imprezą, niż długą, huczną, ale dobrą – śmieje się Zdzisław. – Bo na dobrej działam jak nakręcony – mówi. U Marka odwrotnie – im lepsza zabawa, tym mocniej się w nią angażuje i bardziej się męczy.
Dla większości wodzirejów nie jest to jedyny zawód. Krzysztof pracuje jako grafik komputerowy, a Wojtek na co dzień jest prawnikiem działu zamówień publicznych w szpitalu w Olsztynie. Obie prace zajmują taką samą ilość czasu. Tyle, że praca wodzireja zjada raczej weekendy. Jest to praca najczęściej na umowę o dzieło – stanowi przecież rodzaj kreacji artystycznej. O sukcesie stanowi zaś głównie wdzięczność gości i pracodawców. – Ta profesja jest bardzo uzależniona od poczty pantoflowej – twierdzi Wojtek. – 90 proc. osób znajduje nas w ten sposób. Dobrego wodzireja trzeba zamawiać prawie z rocznym wyprzedzeniem, szczególnie w sezonie [od maja do października – przyp. red].
Stawki zależą od rozmiaru imprezy, ilości sprzętu, dojazdu. Jeśli zamiast dj-a organizatorzy wynajmują orkiestrę, oczywiście koszty rosną. Wynagrodzenie wodzireja to kwota od 2,5 tys. złotych za imprezę. Bywają też wodzireje, którzy kosztują nawet do ośmiu tysięcy lub mają stawki godzinowe. Wydaje się, że to sporo, ale doliczając dojazdy, opłaty za sprzęt, samochód, ekipę, wyrzeczenia… Z pewnością nie jest to lekki kawałek chleba.
Joanna Sabak Źródło: Gazeta Praca