Większość ludzi myląc zawód wodzireja z komediantem, traktują go jako zabawę, nie pracę z prawdziwego zdarzenia. – A prawda jest taka, że to ciężki kawałek chleba – przyznaje Wojciech Nikoniuk, który zawodowo trudni się prowadzeniem różnych imprez. Jednego dnia pracy traci na wadze od dwóch do trzech kilogramów. Mimo to zapewnia, że nie zamieniłby profesji na żadną inną, bo po pierwsze daje wielką frajdę ludziom, a po drugie satysfakcję jemu samemu.

Ubrany w czarny, niezwykle eleganci frak. Spokojny i uśmiechnięty, ale równocześnie czujny. Przygotowany na każdą okoliczność i niechcianą przez organizatorów imprezy wpadkę. Tak zaczyna dzień pracy bialski wodzirej i konferansjer Wojciech Nikoniuk.

Praca na cały etat

Jak każda historia tak i ta ma swój początek. Dla Nikoniuka zaczęła się w 1999 roku. Wówczas, jako dyrektor domu kultury w Rokitnie, postanowił zorganizować imprezę plenerową, w jakiej jeszcze mieszkańcy miejscowości nie uczestniczyli. Postawił to sobie za punkt honoru. I udało się. – Dotąd spotykam ludzi, którzy wtedy bawili się na tej imprezie. Miło mi, że ciągle ją wspominają – mówi. Między innymi dlatego zdecydował się robić to dalej. Postawił wszystko na jedną kartę. – Okazało się, że potrafię bawić ludzi, że umiem ich rozruszać. Wtedy postanowiłem zacząć przygodę ze sceną – opowiada. W swojej dziesięcioletniej karierze w zawodzie wodzireja współpracował między innymi z zespołem Ich Troje. Prowadził niezliczoną ilość balów, wesel, imprez plenerowych, promocyjnych i spotkań firmowych. Zleceń jest na tyle dużo, i nie tylko w karnawale, że Nikoniuk swój terminarz ma zapisany na parę miesięcy wprzód, udowadniając tym samym, że jego profesja to nie przeżytek. – Zdarza się, że dzwonią do mnie ludzie z odległych miast, czasem z drugiego końca Polski. Jak się o mnie dowiadują? Z poczty pantoflowej. To najlepsza reklama – uśmiecha się wodzirej.

Według scenariusza

Przyznaje, że ci, którym ktoś go polecił, bo widział jak pracuje i jakie ma umiejętności integrowania ludzi, nie pytają o cenę usługi. Ale to z kolei Nikoniuk chce z góry ustalić. Tak jak inne zasady. – Pierwsze moje pytanie, na przykład do pary młodej, która organizuje wesele, brzmi: czy potraficie mi zaufać? Wiem, co robię, i dlatego o to pytam – wyjaśnia wodzirej. Nigdy nie decyduje się na podjęcie prowadzenia zabawy weselnej z nieznanym mu zespołem. Jeśli z jakimś dotąd nie pracował, wsiada w samochód i jedzie zobaczyć kapelę na żywo. – Muszę sprawdzić, czy muzycy są elastyczni i otwarci, czy grają szablonowo. Jeśli tak, nic z naszej współpracy nie będzie. Wolę jedno zlecenie miej, niż o jedno za dużo – mówi pan Wojtek. Przyznaje, że zdarzały się wpadki właśnie z powodu zespołu, więc nauczony doświadczeniem stara się wybrać właściwych muzyków. Z parą młodą ustala charakter imprezy, bierze pod uwagę ich oczekiwania i solidnie przygotowuje scenariusz spektaklu, bo tak nazywa przyjęcia weselne. Nie zapomina o gadżetach, jakie wykorzystuje podczas zabawy.

Co się dzieje na zapleczu

– Para młoda to reżyserzy, ja jestem tylko ich asystentem. Jako konferansjer zapowiadam gościom kolejne odsłony tego spektaklu. Wszystko jest według scenariusza, ale ma wyglądać spontaniczne, żeby ludzie myśleli, że to improwizacja – wyjaśnia Nikoniuk. Zawczasu ustala z obsługą kuchni godziny podawania posiłków i konsultuje to z zespołem. Wszystko po to, by wiedzieć, jak rozplanować zabawę. Dlatego wodzirej nie rozstaje się z zegarkiem. U niego wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. – Oczywiście zdarzają się sytuacje niespodziewane. Goście weselni często nie zdają sobie sprawy, co się dzieje na zapleczu. Nawet para młoda na przykład o komplikacjach w kuchni dowiaduje się dopiero po całej uroczystości. Ja jestem od tego, by jakoś zaradzić wpadkom – zapewnia pan Wojciech. W sytuacji opóźnień z podawaniem posiłków wkracza do akcji razem z zespołem. Tak, żeby nikt się nie zorientował, że dzieje się coś niezaplanowanego. – Jak sufler pary młodej muszę być w pogotowiu. Kiedy oni odpoczywają, zajmuję się na przykład dziećmi, z którymi goście przychodzą na zabawę – wyjaśnia.
Marzena i Michał Piotrowiczowie, który zaangażowali do prowadzenia swojego wesela bialskiego wodzireja, są nim zachwyceni. – Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Nie tylko potrafił zabawić wszystkich gości weselnych, ale również nas odciążył w kwestiach organizacyjnych, których dopilnowanie wziął na siebie. Dzięki temu ze spokojem mogliśmy się bawić – chwali młode małżeństwo.

Wesoło, ale bez podtekstów

Nikoniuk o swojej pracy może opowiadać godzinami. Jeszcze więcej czasu poświęca na przygotowanie jednej imprezy. – Staram się nie popaść w rutynę, bo to największe zagrożenie w moim zawodzie – mówi. Dlatego opracowuje układy taneczne z różnych zakątków świata. Na tym się skupia. Bo współczesny wodzirej to nie ktoś, kto prowadzi konkursy czy opowiada dowcipy. Nie jest gwiazdą wieczoru. – To tylko stereotyp. Wodzirej ma animować zabawę, integrować gości. Ja robię to poprzez taniec. Pokazuję ludziom kroki, uczę ich zabawy, ale nigdy poprzez alkohol – wyjaśnia pan Wojtek. Nie pozwala sobie na konkursy oczepinowe z podtestem erotycznym, jak choćby rozpoznawanie panny młodej po kolanku czy przekładnie jajka między nogawkami pana młodego. To na prowadzonej przez niego imprezie niedopuszczalne. – Ze mną jest wesoło, ale nie niesmacznie. Nigdy nie doprowadzam do sytuacji, żeby kogoś ośmieszyć czy postawić w niezręcznej sytuacji. Nikt nie może czuć się skrępowany – zapewnia pan Wojtek. Uważa, że byłoby to nie tylko nieprofesjonalne, ale też niestosowne. Za takie uważa też wznoszenie toastów z gośćmi weselnymi. – Ludzie nie potrafią zrozumieć, dlaczego nie chcę z nimi wypić, a ja jestem przecież w pracy. W przerwach między zabawą nie siedzę przy stoliku i nie zajadam się potrawami. Jakby to wyglądało, gdybym musiał coś w danej chwili powiedzieć, mając kluski w ustach? – zastanawia się Nikoniuk.

Poloneza czas zacząć

Woli nie ryzykować i na wesele stawia się najedzony. To jego zasada, podobnie jak rozpoczynanie zabawy korowodem. W przypadku prowadzonych przez niego imprez stałym punktem programu jest polonez. – To piękny, bardo dostojny taniec. Każdy jest w stanie go zatańczyć. Najgorszy wynik, jaki odnotowałem, to dziewięćdziesiąt pięć procent tańczących go uczestników zabawy – cieszy się bialski wodzirej. Jak mówi, z reguły pierwsze półtorej godziny zabawy poświęca na integrowanie gości weselnych. Po to, by nie bawili się tylko w parach. – Podgrzewam atmosferę, ucząc wspólnych układów tanecznych. Jest przy tym często dużo śmiechu i to się pewnie ludziom podoba – uważa. I ma rację. Uczestniczka jednego z wesel prowadzonych przez Wojciecha Nikoniuka, Małgorzata Kokoszkiewicz, zapewnia, że nigdy dotąd tak dobrze się nie bawiła. – Wszystko za sprawą wodzireja. Rozruszał sztywniaków, babcię wyciągnął na parkiet. Oczywiście nie ciągnął nikogo za rękę. Swoim podejściem do gości od samego początku sprawił, że wszyscy chętnie się bawili. To się rzadko zdarza – uważa pani Małgorzata.

Wydobyć dziecko z dorosłego

A teraz wąż. I kółeczko. A teraz panie proszą panów… – Okazuje się, że wodzirej to nie przeżytek. Większość ludzi tak właśnie myśli. Ja też tak uważałam, dopóki nie zobaczyłam w akcji pana Wojtka – przyznaje. Sam Nikoniuk swojego sukcesu upatruje nie tylko w doborze repertuaru, ale przede wszystkim w umiejętności wydobycia z ludzi cech dziecięcych. – Kto się najlepiej bawi na weselach? Dzieci. O to właśnie chodzi, żeby sprawić, aby dorośli poczuli się jak dzieci. Żeby przypomnieli sobie, jak to jest beztrosko, niezależnie od wieku i poczucia rytmu, bawić się na parkiecie – mówi bialski wodzirej. Gościom proponuje tańce country, rosyjskie, kankana, zorbę… Trudno by zliczyć, ile potrafi. – Jestem instruktorem tańca. Skończyłem Akademię Wychowania Fizycznego o tej specjalności. Tańczyłem w Zespole Tańca Ludowego Podlasie, a w Szkole Podstawowej nr 3 prowadzę zespół tańca nowoczesnego. Poza tym, żeby być coraz lepszy w tym, co robię, biorę udział w kursach i warsztatach wodzirejskich – wyjaśnia Nikoniuk. Choć jest po czterdziestce, kondycji mu nie brakuje. – Ale o to też muszę dbać. Chciałbym być wodzirejem jak długo się da – dodaje z uśmiechem pan Wojtek.

Wodzirej jak psycholog

Wiadomo, każdy ma gorszy lub lepszy dzień. Źle jeśli złe samopoczucie trafi się gościom weselnym. Ale by to zmienić, potrzebny jest właśnie wodzirej. – Wtedy muszę jakoś to zmienić. Oczywiście nie robię tego nachalnie. Chodzi przecież o to, żeby goście czuli się komfortowo. Nie można dopuścić, żeby zespół ich zamęczył, albo uśpił. Wodzirej ma nad tym czuwać – wyjaśnia Nikoniuk. Dlatego przywiązuje dużą wagę do obserwowania nastrojów panujących na sali. To, że skutecznie potrafi je zmieniać potwierdzają Piotrowiczowie z Białej Podlaskiej. Przyznają, że dzięki wodzirejowi, ich wesele będzie niezapomniane. Nie tylko dla nich samych, ale i gości, od który usłyszeli wiele komplementów. – Największym było stwierdzenie, że jeszcze nigdy tak fantastycznie się nie bawili, a imprezę podsumowali jako wesele oryginalne i szalone. Bardzo się z tego cieszymy – mówi Marzena Piotrowicz i poleca zatrudnienie pana Wojtka. – Pary, którym zależy na zorganizowaniu wesela z jajem oraz na tym, by wszystko na imprezie poszło zgodnie z planem, powinny zatrudnić wodzireja. Z nim na pewno wszystko się uda – chwali. – Kiedy goście są zadowoleni, jest mi niezmierne miło – mówi skromnie Nikoniuk. Zapewnia, że jest to największa nagroda za pracę wodzireja.

Katarzyna Fronc
Źródło: Wspólnota - dziennik internetowy