Dobra muzyka, niebanalne zabawy i żarty, atrakcja za atrakcją oraz doświadczenie – to w największym skrócie recepta na powodzenie każdej imprezy. Odpowiada za to właśnie człowiek zwany wodzirejem. Dwóch braci – Kazimierz i Józef Hojna oraz Bernadeta Lechowicz-Nogaj już od lat prowadzą różnego rodzaju imprezy. Bale, festyny, wesela czy prymicje.
Grupa wodzirejów z organizatorami szkolenia z Ośrodka im. ks. F. Blachnickiego. Od góry zgodnie z ruchem wskazówek zegara stoją: Danuta Dybowska (organizator), Kazimierz Hojna, jego brat Józef, Bernadeta Lechowicz-Nogaj (wodzireje) oraz ks. Wojciech Ignasiak (kierownik ośrodka).
Co roku spotykają się także w katowickim Ośrodku Profilaktyczno-Szkoleniowym im. ks. F. Blachnickiego. Pracują wtedy jako instruktorzy, dzielą się ze słuchaczami swoim doświadczeniem. Wczoraj zakończyło się kolejne takie szkolenie. Jego uczestnicy dowiedzieli się jak poprowadzić uroczystość, na której nie podaje się alkoholu.
Bez alkoholu łatwiej
Wbrew obiegowej opinii wodzireje są zdania, że poprowadzenie bezalkoholowej imprezy jest łatwiejsze niż takiej gdzie trunki są obecne. Zwłaszcza gdy procenty leją się strumieniami. – Alkohol utrudnia prowadzenie imprezy. Jeśli ludzie wypiją za dużo, to w pewnym momencie sam alkohol staje się wodzirejem. Pół biedy, jeśli ktoś upije się „na wesoło” – tłumaczy Kazimierz Hojna. – Odwrotnie jest na imprezach, gdzie się nie podaje trunków. Tam goście rozumieją wszystko tak, jak to sobie zakładam, na odpowiednim poziomie. W dodatku na bezalkoholowych imprezach ludzie są dłużej w dobrej kondycji.
Jako przykład imprezy co do której wszyscy byli jak najbardziej pełni obaw podaje pewne wesele na wsi, na którym młoda para zrezygnowała z podania napitków. Początkowo nastroje nie były najlepsze wśród gości. Większość z 250 gości planowała wyjście do domu od razu po kolacji. Do czasu gdy pojawił się wodzirej. – Ostatecznie wesele skończyło się o piątej nad ranem. A wychodząc wielu mówiło mi, że jeszcze tak dobrze się nie bawili – twierdzi Kazimierz Hojna.
Pod względem „spożycia” sytuacja w ostatnich latach się poprawiła. Prowadząc różne imprezy rzadko zdarza się widzieć gości, którzy powinni znaleźć się raczej w objęciach Morfeusza, niż na balu. O skandalach, do których jeszcze mimo wszystko czasami dochodzi, wodzireje nie chcą rozmawiać. – Zawodowy wodzirej jest zobowiązany do zachowania tajemnicy o takich incydentach – mówi Kazimierz Hojna.
Rozruszać sztywniaka
Kazimierz prowadzi imprezy od 10 lat. Doświadczenie pozwala mu rozruszać nawet najbardziej nieskorych do zabaw. – Są na to sposoby, łatwe i niezawodne. Każdy wodzirej musi pamiętać o tym, że jest w pracy. Sam nie może się bawić, musi bawić innych. Poza tym trzeba być też psychologiem. Mieć oczy szeroko otwarte. Znaleźć złoty środek, formułę zabawy odpowiednią dla gość obecnych na sali – mówi Kazimierz Hojna.
W zależności od tego, jaką imprezę przyjdzie wodzirejowi prowadzić, musi on inaczej postępować. Na weselu powinien najbardziej eksponować młodą parę samemu pozostając na ile to możliwe w cieniu. Natomiast w przypadku balu czy zabawy, na której nie ma jakiegoś najważniejszego bohatera wieczoru wodzirej może bardziej rzucać się w oczy. – Pamiętać jednak należy, że każda impreza jest inna, specyficzna. Nie ma dwóch takich samych wesel, czy balów – twierdzi Hojna. – Na weselach najważniejsi są nowożeńcy. To od nich należy zaczynać wszystkie tańce i zabawy. Jeśli oni się bawią, to i bez problemu bawi się także reszta gości. Ja czuwam nad całością, jestem jedynie mistrzem ceremonii.
Dobrze jest kiedy młoda para potrafi grać na instrumentach albo śpiewać czy dobrze tańczyć. Prowadzący imprezę musi to umieć wykorzystać. Dobry wodzirej powinien też szybko wybadać gości. Znaleźć pośród nich takich, którzy sami chętnie poprowadziliby zabawę. Dać im pole do popisu. – Wtedy uroczystość najlepiej się udaje. Ludzie się bawią niemal już bez mojej pomocy, a ja mam szalenie wielką satysfakcję – mówi pan Kazimierz.
Wiedzieć jak najwięcej
Przed imprezą wodzirej powinien co nieco dowiedzieć się o gościach, którzy będą na niej obecni. Przeprowadza rozmowy z rodziną lub ludźmi organizującymi uroczystość. Wszystko po to, aby było łatwiej do nich dotrzeć. – Najważniejsze to nie zrazić do siebie gości, dlatego nigdy nie naruszamy prowadząc imprezy czyjejś godności – mówi Kazimierz Hojna. Dobrze jest być przygotowanym na różnego rodzaju nieoczekiwane wydarzenia. Zwykła awaria prądu może przecież położyć nawet najbardziej przemyślaną imprezę. W takim wypadku pomocne stają się zwykłe śpiewniki biesiadne. Można zaprosić ludzi do wspólnego śpiewania i tańców. – Impreza dzięki temu nie „siadła”. Dalej bawiliśmy się jak przed awarią – opowiada Hojna.
180 tysięcy w tańcu
Właściwie nie ma takiej imprezy, której nie prowadziłby Kazimierz Hojna. Razem z bratem i innymi mistrzami ceremonii z katowickiego kursu poprowadził taneczną część imprezy, w której uczestniczyło 180 tys. osób. Raz też udało mu się namówić 80 tys. ludzi do zatańczenia poloneza. – W pewnym momencie te 80 tysięcy szło w korowodzie, ale oczywiście figury w przypadku tak masowych imprez nie mogą być nazbyt skomplikowane – twierdzi Hojna. – Mimo to muszę powiedzieć, że wciąż każda impreza jest dla mnie wyzwaniem – kończy wodzirej.
Przemysław Gluma Źródło: Polska The Times - Dziennik Zachodni